Pierwszy poważny zawód na moim blogu - "19 razy Katherine"...

Po sukcesie "Gwiazd naszych wina" John'a Green'a obiecałam sobie kiedyś, że koniecznie będę musiała sięgnąć po resztę jego książek. Czas mijał, a ja w końcu przypomniałam sobie o swoim postanowieniu i tak trafiłam na "19 razy Katherine" w mojej miejscowej bibliotece, od której postanowiłam zacząć swoją kolejną przygodę z tym autorem. :)

Na pierwszej stronie poznajemy głównego bohatera, którym jest Colin Singleton, młody absolwent liceum, geniusz, poliglota i mistrz anagramów (czyli nowych wyrazów lub zdań powstałych z wszystkich liter, jakie tworzyły inny wyraz...przyznam, że dość osobliwe hobby ;)). Przez wielu uważany jest za dziwaka, choć w oczach wielu dziewczyn jawi się jako atrakcyjny i niedostępny myśliciel, zwłaszcza dla takich o imieniu Katherine, które notorycznie go porzucają. Akcja książki rozpoczyna się właśnie, gdy XIX Katherine postanawia zakończyć kolejny związek naszego głównego bohatera i zostawia go z rozpaczą na większą część powieści. Chłopaka próbuje pozbierać do kupy jego najlepszy przyjaciel Hassan Harbish, zabawny Arab, trochę wybiórczo przestrzegający zasad swojej wiary, wielki miłośnik "Sędzi Judy" - amerykańskiego reality show, który już rok wcześniej zakończył swoją edukację w szkole średniej, jednak wciąż stroni przed wyborem dalszej drogi życia. Obaj postanawiają w ramach wakacji wybrać się w męską podróż po Ameryce w poszukiwaniu przygód i po części odpowiedzi na własne pytania. I tak trafiają do Gutshot w Tennessee, gdzie znajduje się miejsce wiecznego spoczynku arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, o którym całkiem przypadkowo pomyślał nasz bohater dzień wcześniej, a intuicja podpowiadała mu, że może tam znajdzie brakującą część siebie, której szuka. W tym miejscu poznają 17-letnią i dość specyficzną Lindsey Lee Wells, która początkowo staje się ich przewodnikiem, poważnie znudzonym swoim zajęciem, jednak później odegra istotną rolę w życiu Colina i jego przyjaciela. Jej mama proponuje obu chłopcom pracę i noclegi w swoim domu i w ten sposób zaczyna się dla nich owa przygoda, która stała się dobrym początkiem ich dorosłego życia.

Po tytule tego wpisu, jak łatwo się można było domyśleć, nie zostałam niestety oczarowana "19 razy Katherine". Bałam się nawet, że nie uda mi się napisać recenzji tej książki, ale poczekałam na przypływ weny twórczej i okazało się, że nie było aż tak źle, jak się martwiłam. ;) Owszem, przeczytałam ją mimo wszystko naprawdę szybko i sprawnie, co z pewnością można zawdzięczać łatwemu językowi zastosowanemu przez autora i prostym a nawet zabawnym dialogom. Jednak ani akcja ani cała historia "nie porwała" mnie wystarczająco. Przyznam szczerze, że główny bohater momentami działał mi naprawdę na nerwy. Jego rozpacz za byłą i przy tym brak honoru i szacunku do siebie (do których zaliczam dzwonienie do swojej ex po rozstaniu z jej powodu) były dla mnie po prostu żałosne, choć być może o taki efekt chodziło autorowi. Co prawda obserwujemy jego przemianę w trakcie czytania, jednak wybaczcie, ale ja nie pojmuję, jak te 19 Katherine było w stanie nawet na niego spojrzeć. ;)
- "Naprawdę kochasz tę dziewczynę, co?" I wtedy Colin znów zaczął płakać. Lindsey przeszła na tylną kanapę i przytuliła go, a on oparł głowę o jej skroń. Starał się nie szlochać zbyt gwałtownie, z tej prostej przyczyny, że szlochający chłopak jest wybitnie nieatrakcyjny. - "Wyrzuć to z siebie, no wyrzuć to" - zachęcała go Lindsey. - "Nie mogę" - odrzekł - "bo jak to wyrzucę, to zabrzmi jak zew godowy żaby ryczącej". I wszyscy, nie wyłączając Colina, wybuchnęli śmiechem.
W sumie to już dawno chyba nie czytałam takiej książki, w której głównym bohaterem jest mężczyzna, a zwłaszcza w postaci takiej "sieroty" (choć może to za duże słowo, ale nie znajduję innego ;)), wolę jednak ich w roli jakichś silnych osób, np. detektywów, odkrywców czy obrońców, no ale zdaje sobie sprawę, że większość chłopców musi również kiedyś dojrzeć do takich funkcji w społeczeństwie. :) Fabułę książki też uważam raczej za płytką. Mimo wszystko nie znalazłam w niej jakiegoś głębokiego przesłania ani nie skłoniła mnie do przemyśleń, co nie można było powiedzieć o "Gwiazd naszych wina". Wątek miłosny choć na początku był niby taki do końca niepewny, to później okazał się jak dla mnie nieco trochę na siłę. Choć lubię romantyczne historię i nie gardzę literaturą młodzieżową mimo swojego wieku, to jednak myślę, że z takiego typu "lekkich" lektur chyba już wyrosłam i oczekiwałam od tej książki czegoś więcej. Jedynie, co ratuje tę historię, jest według mnie postać Hassana, przyjaciela Colina, którego optymizm, humor i podejście do życia mnie samą napawało pozytywnym nastawieniem, takich ludzi naprawdę chce się mieć w swoim otoczeniu. :) Również Lindsey imponowała mi swoją serdecznością, otwartością i tym jak twardo umiała stąpać po ziemi, mimo młodego wieku.

Ogólnie jest mi trudno polecić "19 razy Katherine". Dla mnie nie była to książka, do której bym chciała kiedykolwiek wrócić. Owszem, dobrze mi się ją czytało, jednak coś czuję, że bardzo szybko o niej zapomnę. Wśród młodych czytelników z liceum bądź ostatnich klas podstawowych mogłaby znaleźć swoich zwolenników, jednak jeśli chcecie pochwycić do swych rąk coś ambitniejszego, to raczej radziłabym omijać tę książkę na półce. Chyba, że potrzebujecie coś naprawdę lekkiego, co by zapełniło Wam wolny czas to oczywiście nie zabraniam, jednak jest tyle ciekawszych pozycji na rynku, że chyba lepiej sięgnąć po coś innego. ;)

Moja ocena: 1,5/5
Także fani John'a Green'a wybaczcie! Obiecuję, że na "19 razy Katherine" nie poprzestanę i dam mu jeszcze szansę i to być może nie jedną. ;) Może tylko ta pozycja jest takim "małym niewypałem" autora, a coś innego będzie mnie w stanie zauroczyć...? Gorąco pozdrawiam i zapraszam do komentowania! :)

8 komentarzy :

  1. Zupełnie mnie do Greena nie ciągnie. Z daleka wyczuwam, że się nie polubimy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby lubić bardzo Johna Greena, to trzeba chyba naprawdę uwielbiać literaturę typowo dla nastolatków. ;)

      Usuń
  2. Przyznam, że książka nie wzbudziła mojego zainteresowania, ale córce bardzo się podobała. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ta książka myślę, że zdecydowanie jest dla osób z młodego pokolenia. ;)

      Usuń
  3. O matko, jaka niska ocena xD
    Nie czytałam jeszcze żadnej książki Greena, ale to nie moje klimaty, więc nie zamierzam tego zmieniać :D
    Pozdrawiam ciepło :)
    Niekulturalna Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem, aż mi trochę wstyd za tą ocenę, ale co miałam oszukiwać. ;) "Gwiazd naszych wina" tego autora jest zdecydowanie warte polecenia, a reszta jego dzieł jest jeszcze dopiero przede mną. :)
      Również pozdrawiam cieplutko i zapraszam ponownie. :)

      Usuń
  4. Dokładnie wczoraj trafiłam na Twojego bloga i przyznam, że projekt bardzo mi się podoba, dlatego dzisiaj wróciłam :D
    No i znalazłam recenzję książki, za którą ,,niebawem" (czyli pewnie koło wakacji XD) wreszcie miałam się zabrać. Po Twojej recenzji troszkę mój zapał zmalał, ale myślę, że mimo to dam jej szansę ;) W końcu każdy ma inny gust, no a poza tym jestem zauroczona książkami Greena, chociaż na początku byłam do nich sceptycznie nastawiona :P
    Na odczarowanie polecam Ci ,,Szukając Alaski" - niebanalna i dość filozoficzna jak na młodzieżówkę. Niemiłosiernie wciąga i wydaje mi się, że dałabyś radę znaleźć w niej ,,coś" więcej ;)

    Mam w planach zaglądać do Ciebie częściej, bo piszesz naprawdę sympatycznie ;) (więc czekam na recenzje książek, które już kiedyś miałam na oku ;))
    A jeśli masz ochotę, zapraszam też do mnie :))
    zakatek-marzycielki.blogspot.com

    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szalenie się cieszę i ja również do Ciebie będę zaglądać. :) Też myślę, że nie ma co tak całkiem skreślać tej książki, może akurat Ci się spodoba, zwłaszcza, że lubisz John'a Green'a. :) Ja w takim razie pójdę za Twoją radą i następnym razem sięgnę po "Szukając Alaski" tego autora. :) Serdecznie pozdrawiam i zapraszam ponownie! :)

      Usuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka